fajna wycieczka, polegająca między innymi na próbach dotrzymania tempa Tomkowi (nie uwierzycie, ale znów mi się nie udało! :P ) i kilku glebach w liście, gdy próbowałam kilku niby prostych manewrów. Pełnię miłości oddaje sytuacja, gdy zaliczam glebę i już mam zrobić pełną żalu minę niczym ten kot w Shreku a Tomek co na to? Zero litości, kazał mi wstać i jeszcze raz przejechać to samo. Oczywiście skończyło się kolejną glebą. Nie wiem, może tam jakieś złe moce były, czy co? :D
dalej jest, trzeba wczesniej wstawać i pogoda zwykle nie pozwala na przyspieszenie, no chyba że chce się potem siedzieć z mokrym tyłkiem - jak się potem okazało, nie raz - mimo usilnych starań i żółwiego tempa - wchodziłam do firmy z czarnymi piegami na pupie :) ...no cóż, nigdy nie deklarowałam, że jestem tak całkiem normalna...:)
rower ciągle stał tam gdzie go zostawiłam, więc zaraz po pracy wskoczyłam na niego i pedałuję do nowej, ślicznej chałupy. Troche pod górkę jest, ale za to do pracy z górki... ...a może na odwrót byłoby lepiej...? ...łoh, te kobiety! :)
mój rower - tak jak Tomka - musiał zostać na noc w pracy ze względu na przeprowadzkę. Przy okazji przekonałam się jak mili są panowie z ochrony, rower był najpilniej strzeżonym elementem krajobrazu :P przynajmniej tak mnie zapewniono ;)
jak zwykle rowerkiem do pracy, jak zwykle jadąc z Tomkiem próbowałam dotrzymać mu tempa i jak zwykle skończyło się to jedynie zadyszką, jak zwykle po wejściu do firmy przywitało mnie kilka zdziwionych spojrzeń ("i dziś też rowerem? w takich warunkach? w takie zimno? bla,bla"), jak zwykle widać, że ciągle jestem tam kimś w rodzaju kosmity :D i jak zwykle z pracy jechałam znacznie wolniej niż do - tzw. swoim tempem, nie ma się czym chwalić. nie miałam kiedy dodać wczorajszej wycieczki do pracy i z powrotem, więc dodaję hurtem z dzisiejszą. wszystko było przecież...jak zwykle :)
Nie byłabym sobą jakby nie zaczęła od samego początku... No bo najfajniejsze prezenty to są takie, które dostaje się/daje się bez okazji :) i wyobraźcie sobie: stoję w kuchni nad garami a ten Tomek łazi gdzieś po mieście! No! Czekam i czekam a jego nie ma. I włazi wreszcie! I co mówi??? "Mam coś dla Ciebie:)" I co ma??? Nowiutkie, pachnące i błyszczące pedały SPD :D:D:D:D jupiiiiiii!!! kurcze! przecież zawsze chciałam takie mieć, a że biednemu wiatr zawsze w oczy, i że ja kobieta, więc czasem idę taka i biedna, i kobieta, po chleb i wracam z trzema nowymi kieckami (no dobra, trochę przesadziłam), no to zawsze ten klik wpinającego się bloka był dla mnie jedynie przedmiotem porządania. I tak się ucieszyłam!!! Z tego prezentu od Tomka, znaczy się :) I oczywiście spora część dzisiejszej wycieczki po mieście to uganianie się za odpowiednimi butkami. I ZNALEZLISMY !!! IIIhhhhaaaa...!!!! Marne dwa ostatnie kilometry to był test tego ile zaliczę gleb już z nowym sprzęciorem na stopach (i tu niespodzianka: ani jednej gleby. Ale to pewnie przez przypadek mi wyszło). No i z tej radości postanowiłam, że co tam - czas na pierwsze zalogowanie na BS. I tak się tu właśnie znalazłam :) zdjęcia z mojej dziewiczej wyprawy, w SPD-owym odzieniu pewnie by i były, jakbyśmy wzięli aparat. Ale nie wzięliśmy, więc mogę jedynie poczęstować Was kilkoma zrobionymi przed. I obiecuję, że postaram się tak nie tralować następnym razem. To tylko dziś tak tytułem wstępu. A to jest namiar na sprawcę wszystkich zdarzeń : http://tomalos.bikestats.pl/